Pojechała na pielgrzymkę i zaginęła. Co się stało z panią Kazimierą?

TVN UWAGA! 282700
Gdy Kazimiera Zaręba wyjeżdżała na pielgrzymkę do Wilna, jej bliscy nie przypuszczali, że widzą się z nią po raz ostatni. Kobieta zaginęła bez śladu.

Kazimiera Zaręba w dniu zaginięcia miała niespełna 80 lat. Jej córki widziały ją ostatni raz przed wyjazdem na pielgrzymkę do Wilna. Mimo że od zaginięcia minęło sześć lat, córki Kazimiery Zaręby nie poznały wszystkich okoliczności tej sprawy.

Pielgrzymka

We wrześniu 2012 roku pielgrzymkę do Wilna zorganizowała parafia w Bełchatowie, do, której należy pani Kazimiera.

- Mama, jak dowiedziała się o planowanej wycieczce, była bardzo szczęśliwa. Mówiła, że marzy, by tam pojechać. Wcześniej jeździła na inne wycieczki parafialne. Była m.in. w Częstochowie, w Licheniu – mówi Barbara Pol, córka zaginionej.

Najważniejszym punktem wycieczki była wizyta w Ostrej Bramie. Do tamtejszej kaplicy każdego roku docierają tysiące pielgrzymów z Polski, msze święte odprawiane są także w języku polskim.

- Wszystko przebiegało bardzo dobrze. Pani Zarębowa była w kościółku i stała przy drzwiach. Ona chyba musiała wcześniej wyjść. Jak wyszliśmy na zewnątrz, zaczął się szum, że nie ma pani Zarębowej – mówi jedna z uczestniczek wycieczki.

Kazimiera Zaręba wyszła z kaplicy w Ostrej Bramie w trakcie mszy około godziny 14:30. Było jeszcze widno. Uczestnicy wycieczki zorientowali się, że brakuje pani Kazimiery po zakończeniu nabożeństwa, czyli prawdopodobnie po pół godziny od jej zniknięcia.

- Panowie z wycieczki, co ich nie znam, rozbiegli się i jej szukali. Ja też z koleżanką poszłam jej szukać. Ale nie znam języka, szukałyśmy jej długo i wróciłam do wycieczki, żeby się nie zgubić. No i autokar przyjechał, wsiedliśmy i pojechaliśmy. I tej pani już nie było – mówi jedna z uczestniczek wycieczki.

W zaangażowanie podczas poszukiwań nie wierzy rodzina pani Kazimiery.

- Gdyby były szczere chęci to, by się znalazła. Nie szukali jej, to jest druga prawda. Tam nie było człowieka ani z sercem, ani z rozumem. Gdyby ktoś był z sercem, albo rozumem to, by w ten sposób nie postąpił – uważa Krystyna Szafran, córka zaginionej.

Policja

Zaginiecie Kazimiery Zaręby zgłosiła policji miejscowa przewodniczka, która oprowadzała pielgrzymów z Bełchatowa.

- Przewodniczka wycieczki zauważywszy, że nie ma Kazimiery Zaręby, zwróciła się do policji, w związku z tym wileńska policja rozpoczęła poszukiwania. Policja przedsięwzięła wszelkie, niezbędne czynności, by znaleźć panią Zarębę. Natomiast do dzisiaj jej nie znaleziono – mówi Julija Samorokovskaja, rzeczniczka policji okręgu wileńskiego.

Policja ustaliła, że w nocy, już kolejnego dnia, kilkanaście godzin po zaginięciu, Kazimiera Zaręba przyszła na stację benzynową, oddaloną o 6 km od Ostrej Bramy. Pracownicy stacji zeznali, że nie mogli jej zrozumieć. Później kamery monitoringu osiedla nieopodal stacji benzynowej zarejestrowały jak po godz. 9 kobieta, już bez płaszcza i torebki, mówi coś do dozorcy jednego z bloków. Potem na tym samym osiedlu Kazimiera Zaręba próbuje dostać się do samochodu i odchodzi. Osiedlowy parking to ostatnie miejsce, gdzie widziano Kazimierę Zarębę. Wycieczka, z którą przyjechała kobieta, wciąż była jeszcze wtedy w Wilnie.

- Ksiądz nie potrafił powiadomić miejscowego księdza o zaginięciu? On miał największe pole do popisu. Dopiero jak zięć się dodzwonił do Ostrej Bramy, to proboszcz się dowiedział, że ktoś zaginął – mówi Krystyna Szafran.

Parafianka

Córka zaginionej przywołuje, że jej matka codziennie chodziła do kościoła.

- Ksiądz też bywał w jej domu, traktowała go jak syna. Ona wszystko w nim widziała i innego tematu nie było, tylko był ksiądz Piotruś. Był u niej przed wycieczką. Gdyby on nie jechał na wycieczkę, to ona też by nie pojechała – wskazuje Szafran.

Ksiądz, który był opiekunem duchowym wycieczki do Wilna, kilka miesięcy po zaginięciu Kazimiery Zaręby, został przeniesiony do innej parafii i został tam proboszczem.

Nasz reporterka próbowała się z nim skontaktować. Bezskutecznie. W skrzynce zostawiliśmy mu pytania o okoliczności zaginięcia Kazimiery Zaręby, przesłaliśmy je również do rzecznika Kurii Archidiecezji Łódzkiej. Jednak kuria uznała, że to sprawa parafii, która organizowała pielgrzymkę.

- Mam żal do księdza, że wrócił z wycieczką. Nie potrafił do mnie przyjechać i powiedzieć, co się stało. Przyjechał dopiero jak zięć zrobił szum. Był uśmiechnięty. Na pytanie, co się stało odpowiedział, że zginęła na własne życzenie – opowiada córka zaginionej.

Niepokojące sygnały

Z zeznań jednej z uczestniczek pielgrzymki wynika, że podczas noclegu, zanim wycieczka dotarła na Litwę Kazimiera Zaręba, dziwnie się zachowywała. Wstała w środku nocy, ubrała się i chciała wyjść. Jednak współlokatorka nie poinformowała od razu o dziwnym zachowaniu pani Zaręby.

Zaniepokojona rodzina zgłosiła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w postaci narażenia przez organizatorów wycieczki na utratę zdrowia lub życia Kazimiery Zaręby. Jednak prokurator nie dopatrzył się żadnych uchybień ze strony organizatorów i odmówiono wszczęcia takiego postępowania.

- Oczywiście organizator ponosi odpowiedzialność za samą wycieczkę. Natomiast, w jakim zakresie może ponosić odpowiedzialność za zachowania poszczególnych uczestników? Osób dorosłych, zdrowych, biorących aktywny udział w życiu parafii? Nic nie wskazywało na to, by [pani Kazimiera – red.] wymagała dodatkowej opieki, była jednym z uczestników wycieczki. Choć niepokojące objawy zauważyli współlokatorzy pokoju, w którym pani Kazimiera mieszkała, to z naszych ustaleń wynika, że organizator wycieczki nie miał o tym wiedzy. Ta okoliczność wypłynęła dopiero później, w październiku – tłumaczy Piotr Grochulski z Prokuratury Rejonowej w Bełchatowie.

Córka pani Kazimiery przekonuje, że jej matka była zdrowa.

- Nie zauważyłam, żeby miała jakieś kłopoty z pamięcią. Chodziła sama do sklepu, gotowała, prała, chodziła do kościoła, pracowała przy kapliczce. Była samodzielną osobą. Jeśli działo się coś na wycieczce to ja bym poszła do księdza i zgłosiła, że coś się dzieje. Mogły zadzwonić do rodziny i ktoś, by po nią pojechał – przekonuje Szafran.

Litwa

Przez sześć lat od zaginięcia Kazimiery Zaręby wielokrotnie zamieszczano komunikaty o poszukiwaniach. Policja pobrała DNA od młodszej córki zaginionej i umieściła w bazie. Jednak nikt z rodziny nie był na Litwie, by osobiście sprawdzić, czy wśród nierozpoznanych osób zmarłych nie ma ich matki. Córki w końcu pojechały na Litwę.

Razem z córkami zaginionej odwiedziliśmy miejsca, gdzie ostatni raz widziano ich matkę. Tłumaczką i przewodnikiem była lokalna dziennikarka polskiego pochodzenia.

Podczas dwóch dni pobytu w Wilnie dotarliśmy z córkami zaginionej do jadłodajni i noclegowni dla bezdomnych oraz do dzielnicy, gdzie widziano panią Zarębę po raz ostatni.

- Ta dzielnica cieszy się raczej renomą wśród mieszkańców Wilna – mówi dziennikarka Ewelina Mokrzecka.

Najważniejsza dla córek zaginionej była rozmowa w obecności tłumacza z policjantem prowadzącym sprawę. Nie mogliśmy uczestniczyć w nim z kamerą. Córkom zaginionej pokazywano katalog niezidentyfikowanych osób zmarłych.

- Nie rozpoznałam mamy. Jedyna wersja jest taka, że może u kogoś być. Szpitale i domy opieki społecznej były powiadomione – mówi Szafran.

W asyście policji litewskiej dotarliśmy na przedmieścia Wilna, zamieszkiwane przez społeczność romską. To miejsce wskazał rodzinie polski jasnowidz, gdy córki zwróciły się o pomoc w poszukiwaniach. Jednak tam również nie było śladu pobytu pani Kazimiery.

Rodzina czeka na każdy sygnał dotyczący Kazimiery Zaręby. Jedną z możliwości jest również to, że kobieta wróciła z inną wycieczką do Polski. Jeśli żyje ma 85 lat.

podziel się:

Pozostałe wiadomości