Dwuletnia Monika nie żyje. „Doktor zza biurka stwierdziła, że to ospa”

TVN UWAGA! 279438
Dwuletnia Monika została odesłana przez lekarkę do domu. Po ponad 10 godzinach dziecko zmarło. – Doktor zza biurka stwierdziła, że to ospa. Nie badając, nie osłuchując odesłała nas do domu – mówi zrozpaczona matka dziewczynki.

Jolanta Bilska mieszka w Kiełpinku koło Człuchowa. Samotnie wychowywała dwuletnią córkę Monikę. Dziecko rozwijało się prawidłowo, poza przeziębieniami nie chorowało.

Szpital

W ostatnią sobotę października dziewczynka źle się czuła. Matka zabrała córkę na izbę przyjęć człuchowskiego szpitala. Dyżur pełniła Ewa H.

- Mówiliśmy, żeby doktor podeszła, zbadała córkę i osłuchała. Zauważyłam, że na brzuchu i koło pachwin ma krostki. Mówiłam, że coś ma z oddechem. [Lekarz – red.] Powiedziała, żeby bluzkę podnieść do góry i zza biurka stwierdziła, że to ospa. Nie badając, nie osłuchując odesłała nas do domu – mówi pani Jolanta.

Po powrocie do domu stan dziewczynki pogarszał się. Dziecko słabło, powiększały się też zmiany na skórze.

- Widziałam, że to musi boleć. Nawet jej nie przebierałam, bo się nie dała, tak ją to zaatakowało. Próbowałam ją postawić na nogi, ale nóżki jej się ugięły. Nie miała siły, żeby iść – wspomina pani Jolanta.

Po dziesięciu godzinach od pierwszej wizyty pani Jolanta znów pojawiła się na izbie przyjęć. Dalej dyżurowała na niej Ewa H. Jednak wtedy lekarz skierowała dziecko na oddział. Okazało się, że objawy u dziewczynki nie wskazują na ospę, a na sepsę.

- Siedzę na korytarzu i pielęgniarka pyta mnie, czy chcę wezwać księdza. Pytam: „Jakiego księdza? Przecież ją uratujecie”. Znowu wyszła pielęgniarka i powiedziała: „Pani córka odeszła, pani córka nie żyje”. Nie wiem, co się później stało, bo zemdlałam. Tylko tyle pamiętam – mówi pani Jolanta.

Sepsa

Pediatra Paweł Grzesiowski podkreśla, że podstawą diagnostyki pediatrycznej jest bezpośrednie badanie dziecka.

- Wysypka wybroczynowa na skórze jest tak charakterystyczna, że każdy, kto ją zobaczy, niezależnie od profesji, czy lekarz, czy pielęgniarka, każdy ją zauważy. To są ciemne punkty, tak jakby ktoś nas stłukł szczotką ryżową – mówi.

Czas ma w takich przypadkach ogromne znaczenie.

- Jeżeli dojdzie do uszkodzenia naczyń nadnerczy to zapada wyrok. To jest wyrok śmierci, dlatego, że człowiek nie jest w stanie żyć bez nadnerczy. Jeżeli u dziecka dojdzie do wylewów w obszarze nadnerczy dochodzi do śmierci – wskazuje dr Grzesiowski.

Pani Jolanta nie może się pogodzić, z tym, że lekarz nie rozpoznała sepsy u jej córki.

- Nie mogę nazwać jej lekarzem. Idąc do lekarza potrzebuję pomocy, a tutaj jej nie otrzymaliśmy - podkreśla pani Jolanta.

- Ubolewam nad tym wydarzeniem, bo źle się stało. Jest to przykre – mówi Zdzisław Rachubiński, dyrektor szpitala w Człuchowie.

- Pani doktor wyjechała. Zamknęła się w sobie. Nie było z nią kontaktu osobistego, czy telefonicznego mówi Dariusz Pigoński, dyrektor szpitala ds. medycznych i dodaje.

- Pani doktor twierdzi, że zbadała dziecko. Badanie to pojęcie bardzo szerokie. Może zaczynać się od samego oglądania pacjenta. Jest to rodzaj badania. Poprzez słuchanie. Ale pani doktor w wyjaśnieniu szeroko nie określiła, jaki rodzaj badania przeprowadziła.

Prokuratura

Śledztwo w sprawie śmierci dziewczynki prowadzi Prokuratura Rejonowa w Gdańsku.

- Śledztwo prowadzone jest w kierunku narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz nieumyślne spowodowanie śmierci. Przedmiotem ustaleń będzie prawidłowość decyzji podejmowanych przez lekarza. Obecnie czekamy na wynik sekcji, zabezpieczono dokumentację, przesłuchano członków najbliższej rodziny i zabezpieczono monitoring ze szpitala – wylicza Maciej Załęski, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.

Inne przypadki

Lekarz Ewa H. jest specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny ogólnej z długoletnim stażem. W człuchowskim szpitalu pracowała od 2012 roku.

Kilka lat temu Ewa H. nie zdiagnozowała zawału u 46-letniego mężczyzny.

- Brat Mirosław w nocy wstał z bólem pleców. Pani doktor nas przyjęła, zleciała EKG. Obejrzała, ale powiedziała, że najważniejsze, że serce jest zdrowe – mówi Tomasz Majer.

Ból nasilał się. Po 30 godzinach brat pana Tomasza trafił do innego szpitala.

- Było ponownie zrobione EKG. Na tamtym było ewidentne widać, że już jest zawał, stan się nie poprawił. Brat zmarł – mówi Majer i dodaje. - Pani doktor tłumaczyła, że była zmęczona. Że teraz jak się przypatruje, to widzi zawał.

Pan Tomasz uważa, że jego brat nie żyje przez błędną diagnozę.

- Na 100 procent. Na początku to nie był mocny zawał. Ale po 30 godzinach doprowadzili do pęknięcia komory serca – mówi Majer.

Po tym zdarzeniu lekarz Ewa H. cały czas przyjmowała na izbie przyjęć człuchowskiego szpitala.

- Mojego dziecka też nie zbadała. Była zaspana, wręcz oburzona na mnie, czego chcę. Ryknęłam na nią: „skoro pani nie jest w stanie zbadać dziecka, to proszę o skierowanie na oddział”. Skierowanie wypisała – mówi jedna z matek.

- Wypisała leki, po których dziecko dostałoby zawału serca. Silne leki dla osób dorosłych – mówi inna kobieta.

Czy dyrektor człuchowskiego szpitala miał sygnały, że Ewa H. miałaby leczyć zza biurka?

- Dopóki pani doktor ma uprawnienia do wykonywania świadczeń no to z nią współpracowaliśmy. Przez cały czas intensywnie szukamy lekarzy, ale ci nie zgłaszają się. Jeżeli ktoś tu przychodzi to mi też się zapala lampka, dlaczego on tu przychodzi? Czy już nigdzie indziej nie ma pracy? A z drugiej strony potrzebuję lekarza. Jak tę sytuację pogodzić? – mówi Zdzisław Rachubiński.

Ewa H. sama zrezygnowała z pracy w człuchowskim szpitalu.

Okazuje się jednak, że Ewa H. cały czas leczy w ramach NFZ w pobliskiej miejscowości.

„Nie dopełniłam obowiązku”

Śmierć dziewczynki odbiła się szerokim echem na portalach społecznościowych. O sprawie informowaliście nas też przez #tematdlauwagi. Do dyskusji włączyła się sama Ewa H., która odniosła się do przekłucia uszu dziewczynki dwa tygodnie przed wizytą w szpitalu.

„Oddałam to Jezusowi. Przyznaję, że nie dopełniłam obowiązku. Ale przyczyna była inna. Być może zakażenie po przekłuciu uszu”, czytamy.

- Związek czasowy z przekłuciem ucha byłby bezpośredni, nastąpiłby w ciągu dwóch, trzech dni od zabiegu. Jeśli nic się nie działo miejscowo, z samym płatkiem usznym to zakażenie tą drogą jest bliskie zeru – zaznacza Grzesiowski.

We krwi pobranej od zmarłej dziewczynki stwierdzono sepsę meningokokową. Prokuratura na razie nie podaje bezpośredniej przyczyny śmierci dziewczynki, czeka na wyniki badań histopatologicznych. Lekarce grozi do pięciu lat więzienia.

podziel się: