Więźniowie biegają w maratonach

TVN UWAGA! 150178
Rawicz to jedno z najcięższych więzień w Polsce. Kary odbywa tu 850 skazanych, bardzo często z wysokim wyrokami - 25 lat lub dożywocia. Wśród nich jest Marcin Żurawicki, który do zakładu karnego trafił, gdy miał 17 lat. „Złota setka", czyli sto okrążeń stało się dla niego i wielu innych skazanych szansą na zmianę i nowe życie.

Jest szósta rano. Niedziela. Jak co dzień odbywa się poranny apel, czyli sprawdzanie stanu cel. Każda cela musi być otwarta, strażnik zapala światło, a skazani mają stać na wprost drzwi. To codzienny punkt obowiązkowego regulaminu. Ten dzień nie jest jednak zwykłym dniem. Wielu więźniów czeka na niego cały rok, wśród nich Marcin Żurawicki, który został skazany za usiłowanie zabójstwa.

- Była impreza. Trochę się napiłem, trochę się naćpałem i w ruch poszły nóż i kij bejsbolowy. To była obca osoba, ale próbował dobrać się do mojej koleżanki. I poszło – opowiada Marcin.

Chłopak pobiegnie w jedynym w Polsce maratonie wewnątrz murów więzienia. Bieg jest pomysłem wychowawców. Widzieli, jak coraz więcej więźniów poświęca na bieganie przysługującą im codzienną godzinę spaceru. Postanowili im pomóc.

- Pierwszy rok zaczynaliśmy z kilkunastoma osadzonymi, którzy byli pionierami biegania zamkniętego. A dzisiaj mamy olbrzymią ilość osadzonych, w samym klubie biegacza mamy około 100 członków – mówi Michał Talaga, rzecznik prasowy więzienia w Rawiczu.

Coraz więcej skazanych trenuje. Ubrani w odzież sportową, nierzadko z monitorami pracy serca, mozolnie wykonują zadania według specjalistycznych indywidualnych programów treningowych. Żeby biegać, trzeba mieć dobrą ocenę wychowawcy, między innymi za zachowanie. Jakakolwiek bójka albo załatwianie prywatnych porachunków oznacza odcięcie od treningu, dlatego w kółku są jedynie najbardziej zaangażowani więźniowie.

Dla Marcina najważniejsze jest jednak zwycięstwo nie w samym maratonie, a nad sobą. Do więzienia trafił jako człowiek zdemoralizowany.

- Gdy trafiłem do więzienia miałem 17 lat. Na początku wariowałem tutaj, miałem różne sytuacje z administracją i współwięźniami. Tak wtedy wyglądało moje życie – wspomina Marcin.

Pierwszy maraton był zorganizowany po amatorsku, czas mierzono stoperem, a wyniki zapisywano na kartce. Wszystko się sprofesjonalizowało, kiedy do zakładu karnego przyjechał słynny polski biegacz, mistrz świata w triathlonie Jerzy Górski.

- Cztery lata temu jak dostałem na e-maila informację, że jest w więzieniu jakiś bieg i nikt nie chce im pomóc, pomyślałem, że jest to wydanie mojego życia. To jest nic innego jak bieg ku wolności. Najważniejsze jest to, że jest taka możliwość i chylę czoła przed tymi, którzy tę możliwość stworzyli. Ważne jest żeby zobaczyć się w życiu w innej sytuacji. A tu taką stworzono. I teraz leci to na całą Polskę – opowiada Jerzy Górski, mistrz świata w podwójnym triatlonie z 1990 roku.

Walka trwa w więzieniu i poza murami. W środku biegną ci, którzy nie mają prawa do przepustek i często od kilkunastu lat nie byli poza murami więzienia. Na zewnątrz wspólnie biegną mieszkańcy Rawicza, więźniowie z innych zakładów karnych, ci, którzy dostali przepustki a także tacy, którzy już wyszli na wolność.

Marcin wygrał ten bieg, ale walczył ostatkiem sił. Wszyscy więźniowie dają z siebie wszystko, to dla nich prawdziwa walka.

- Fajne jest to, że teraz jest zupełnie inny odbiór mojej osoby. Już nikt nie patrzy na to, co kiedyś było. Poczułem się doceniony. Najszczęśliwszy byłem, jak mama powiedziała, że się zmieniłem – mówi Marcin.

Coraz częściej więźniowie biegają też w innych zakładach karnych. A w planach jest wprowadzenie profesjonalnego biegania jako formy resocjalizacji także w schroniskach dla nieletnich, zakładach poprawczych i domach dziecka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości