Wiecznie żywe disco polo

TVN UWAGA! 159224
Muzyka disco polo przez lata była synonimem wiochy i obciachu. Po latach w odstawce przeżywa kolejną młodość. W większości polskich miast jak grzyby po deszczu pojawiają się eleganckie kluby, w których króluje disco polo.

Od kilku miesięcy kluby z muzyką disco polo pękają w szwach niezależnie od tego, czy położone są na prowincji, czy w mieście wojewódzkim. W każdy weekend można w nich spotkać zarówno studentów jak i przedstawicieli praktycznie każdego zawodu.

- To jest alternatywa dla ludzi, którzy lubią tę muzykę. Nie muszą jeździć do remiz, tylko mogą bawić się tu w centrum Krakowa – mówi fan muzyki disco polo.

Grupa „Piękni i młodzi” pojawiła się na scenie zaledwie trzy lata temu a już trafiła do pierwszej ligi wykonawców disco polo. Zespół tworzą pochodzący z Podlasia Magda, Daniel i Dawid. Na koncert w Krakowie docierają dopiero przed północą. Tej nocy czeka ich jeszcze występ w Bochni.

- Czasami w weekend potrafimy mieć około siedmiu, ośmiu koncertów. Zdarza się też 11, 12 koncertów. Każdy chciałby grać jak najwięcej. Wiadomo z czym to się wiąże – z przychodami z tych koncertów oraz wzrostem popularności - opowiada Dawid Narożny, zespół Piękni i młodzi.

- Czasami gramy w dyskotekach gdzie jest 500 osób. A czasami są dyskoteki, które mieszczą około pięć tysięcy osób. To jest mega wrażenie – dodaje Magda Narożny, zespół Piękni i młodzi.

Dzisiejsza muzyka disco polo ma coraz mniej wspólnego z tą nagrywaną w latach 90-tych. Zamiast o nieszczęśliwej miłości, muzycy śpiewają dziś skoczne utwory o imprezach, kobietach i flirtach. Największą furorę w ostatnich latach zrobił utwór „Ona tańczy dla mnie”. Chętnie puszczany przez stacje radiowe, uczynił z zespołu Weekend prawdziwe gwiazdy.

- To nie tylko są jakieś miejscowości, wsie, miasteczka. Graliśmy naprawdę wszystko – od Lublina po Szczecin, od Wrocławia po Suwałki. Warszawa jest miastem, w którym zagrałem najwięcej koncertów. Ponad 20 na pewno – mówi Radek Liszewski, zespół Weekend.

Tomasz „Niecik” Niecikowski, znany też jako król disco, to autor przebojów takich jak „Cztery osiemnastki” czy „Lodołamacz”. Od kiedy na świecie pojawił się jego syn, artysta zrezygnował z większości koncertów w dyskotekach.

- Stawiam na rodzinę i nie jestem taki zachłanny, żeby brać te koncerty jak kiedyś – po 20 koncertów i dalej się zażynać i kupić kolejne pięć mieszkań. Nie, po prostu powiedziałem – halt – mówi Tomasz „Niecik” Niecikowski.

Myli się jednak ten, kto myśli, że „Niecik” już niczym nie zaskoczy swoich fanów. Artysta cały czas pracuje nad kolejnymi hitami. Od niedawna dociera do zupełnie nowych odbiorców. Tradycyjne koncertowanie zastąpił eventami, na których rozkręca zabawy pracowników dużych korporacji.

- Na początku są oni sztywni, chodzą, rozmawiają bardziej o biznesach, „drinkują”. Jest godzina dwunasta, wychodzę ze swoim zespołem, robimy show, zapraszamy wszystkich. Oczywiście do takich ludzi trzeba mieć specjalne podejście. To nie może być na zasadzie: łapy w górę, jak wiele zespołów standardowo krzyczy do publiki. Tu trzeba mieć swoją specyficzną bajerę, trzeba ich miło zaprosić – tłumacz Tomasz „Niecik” Niecikowski.

Muzyczny fenomen, który porwał miliony Polaków, dostrzegli też filmowcy. Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie produkcja, której tłem są początki muzyki disco polo. Podczas przygotowań do filmu reżyser Maciej Bochniak wymógł na aktorach obowiązkowe wizyty w klubach disco polo.

- Brałem twórców filmu na imprezy disco polo i za każdym razem było to samo. Wszyscy szli z nastawieniem – gdzie ty nas bierzesz. A zakładałem się, że mini 15 minut i będą pierwsi pod sceną tańczyć. I rzeczywiście tak było. Nikt nie był odporny na to, co zobaczył, bo nikt się tego nie spodziewał - mówi Maciej Bochniak, reżyser.

podziel się:

Pozostałe wiadomości