Warzywniak, który łączy ludzi

TVN UWAGA! 176920
Rzuciła pracę przedstawicielki handlowej i otworzyła budkę z warzywami. Dziś mówi, że nowa praca daje wielką satysfakcję. Do swoich klientów mówi „kochanie” a oni twierdzą, że w kolejce po warzywa „od Karolci” tworzy się lokalna społeczność.

Wszystko zaczęło się cztery lata temu. – Byłam wypalona, więc zwolniłam się z pracy. Zaraz potem poszłam z córką na lunch. W gazecie znalazłam ogłoszenie o budce na Solcu do wynajęcia. Pojechałam. Wynajęłam – uśmiecha się Karolina Kankowska. Z czasem w warzywny biznes zaangażowała się cała rodzina.

- To bardzo ciężka praca. Mało zostaje czasu na życie towarzyskie. Ale ja ją z czasem polubiłam. Najlepsze jest to, że mogę być w pracy z rodziną – mówi 22-letnia Aleksandra Kankowska. Dziewczyna studiowała iberystykę, ale – jak sama mówi – tylko „przez chwilę”. – Bardzo szybko zrezygnowałam, bo praca była dla mnie ważniejsza. To są dla mnie na pewno lepsze perspektywy, niż studia – przekonuje.

Ze studiowania zrezygnowała też druga córka państwa Kankowskich, Paulina. - Nie miałam czasu na studia! – wyjaśnia. I od razu dodaje, że swojej decyzji nie żałuje. – Tu jestem na swoim! – uzasadnia. Paulina ma na sobie t-shirt z napisem „Warzywa u Karolci”.

A warzywa u Karolci to na warszawskim Solcu już marka. Klienci (których pani Karolina nie wita zwykłym „dzień dobry”, ale często uściskiem) nie mają nic przeciwko temu, że stoją tu w kolejce. – My to lubimy! W tej kolejce coś się fajnego dzieje, ludzie się poznają. W supermarkecie nie da zaprzyjaźnić – mówi jedna z kobiet.

Unikatowa atmosfera to nie jedyna tajemnica sukcesu. Pani Karolina każdego dnia przywozi świeży towar. Na giełdzie sama próbuje wszystkich warzyw i owoców. – Nawet buraka – uśmiecha się. Potem, osobiście komponuje „wystawę” w swojej budce. – Bo kupują oczy! Kiedy wszystko ładnie wygląda, to przyciąga klientów – mówi pani Karolina. Po tych czterech latach absolutnie nie zostawiłaby tej pracy. – Ze względu na tych ludzi! Tę satysfakcję– mówi. Któregoś chłodnego dnia pani Karolina przyszła do pracy zbyt lekko ubrana. Klientka zauważyła to robiąc zakupy. Wróciła więc do domu, po czym przyszła z powrotem: z szalikiem i swetrem dla „Karolci”. – To są rzeczy, od których serce pęka – nie kryje dumy pani Karolina. Tego typu miłych gestów jest więcej. Normą już jest, że klienci przynoszą Kankowskim jedzenie, zrobione z kupionych u nich produktów. – Nie musimy robić konfitur! Wszystko dostajemy już gotowe, w słoiczkach – śmieją się córki. Pani Karolina mówi, że jeśli pracuje się ciężko – wtedy ze sprzedaży owoców i warzyw można żyć godnie. Rodzina Kankowskich planuje wkrótce otwarcie nowych warzywniaków.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości