Tragiczna śmierć pięciolatka

TVN UWAGA! 170024
Pięcioletni Tymon wpadł do studzienki kanalizacyjnej i utopił się. Firma, która odpowiada za bezpieczeństwo zaklina się, że studzienka była dobrze zabezpieczona. Co innego twierdzi Inspekcja Pracy. Prokuratorskie zarzuty usłyszeli już kierownik budowy i jego zastępca.

- Syn jest nauczony, że jak są biało-czerwone taśmy i oznaczenie, że nie wolno wchodzić, to nie wolno podchodzić. Ale przy tej studzience nie było niczego! - płacze mama chłopca, Joanna Górowska. A jej mąż pokazuje zdjęcie, wykonane na miejscu wypadku: widać na nim nieogrodzoną i nieoznakowaną studzienkę. Do tragedii doszło, kiedy Tymon wracał z babcią do domu z pobliskiego placu zabaw. Studzienka znajduje się przy chodniku, na pasie zieleni. Wszystko zadziało się błyskawicznie: mały Tymon stanął na niej i wpadł do środka. - Babcia była tuż przy nim. Widziała moment, kiedy wpadał, ale nie zdążyła go chwycić - płacze mama chłopca. Natychmiast po wypadku, babcia zadzwoniła po ojca Tymka. Ten pobiegł na miejsce i sam wyciągnął syna ze studzienki. - Reanimowałem go tak, jak umiałem. Wylewała się z niego woda ze szlamem – płacze Łukasz Górowski. Chłopiec trafił do szpitala, gdzie przez kolejnych pięć dni lekarze bezskutecznie walczyli o jego życie.

Kto odpowiada za tę tragedię? Teren, na którym znajduje się studzienka, należy do Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brzegu. Jednak od listopada ubiegłego roku prywatna firma z Wrocławia modernizuje tam kanalizację i to na niej ciążył obowiązek zabezpieczenia budowy, w tym studzienki. Usiłowaliśmy porozmawiać o tragedii z przedstawicielami firmy. Jej były pełnomocnik stanowczo nam jednak odmówił.

Oświadczenie w tej sprawie przesłał właściciel firmy. Napisał w nim m.in., że „zakład dołożył wszelkich starań przy zabezpieczeniu terenu budowy, w tym również znajdujących się na tym terenie studzienek”. Innego zdania są jednak specjaliści inspekcji pracy, którzy skontrolowali budowę. Stwierdzili, że starania firmy nie były wystarczające a studzienka, w której doszło do wypadku, była źle zabezpieczona. - Brakowało barierek, świateł ostrzegawczych i tablic informacyjnych – wylicza Adam Drobisz z okręgowego inspektoratu pracy w Opolu. Po czym stwierdza wprost: – Miejsce zostało zabezpieczone prowizorycznie.

Okazuje się, że prowizorek na budowie jest więcej. I to nawet po tragicznym wypadku w wyniku, którego umarł Tymon. Inspektor Drobisz pokazał reporterce UWAGI! kolejne niebezpieczne miejsce. - Na długość pół metra brakowało tu ogrodzenia! Osoba postronna mogła wpaść do wykopu – demonstrował. Również prokurator nie miał wątpliwości, że budowa nie była odpowiednio zabezpieczona. Śledztwo wykazało, że tymczasowa kratka założona na studzienkę była o trzy centymetry za mała. Zarzut nieumyślnego narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia pięciolatka usłyszeli kierownik budowy i jego zastępca. Chcieliśmy porozmawiać o sprawie z kierownikiem budowy.

- Sprawę bada prokuratura. Proszę mi pozwolić pracować – odpowiedział tylko kierownik budowy.

Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci jego syna było utonięcie. Prokurator nie wyklucza, że zarzuty mogą usłyszeć także kolejne osoby, które przyczyniły się do śmierci dziecka.

Rodzice Tymka są w szoku. Jego mama nie potrafi mówić o synku w czasie przeszłym. Tata opowiada, że syn bardzo czekał na braciszka, który wkrótce się urodzi. - Chciał, żeby nazywał się Mateusz, jak jego najlepszy kolega. Bardzo na niego czekał. Planował, jak będzie się z nim bawił – mówi ze łzami w oczach ojciec zmarłego chłopca.

podziel się:

Pozostałe wiadomości