Spełnione marzenia oddam za zdrowie matki

- To nie jest proste życie, które idzie jak z płatka. Są belki. Raz mniejsze, raz większe i trzeba je pokonywać. Jedną za drugą – opowiada Daniel, wychowanek domu dziecka. Czy podopieczni sierocińców mają takie same szanse jak dzieci z pełnych rodzin? Jak walczą o swoją przyszłość, w co wierzą i czego pragną byli wychowankowie domów dziecka?

21-letni Daniel i jego brat trafili do Domu Dziecka Ochronka w Stalowej Woli po tym, jak ich mama zachorowała na stwardnienie rozsiane. - Wiem, że gdyby babcia mogła, to by nas zabrała do siebie. Jednak dziadek chorował. Zmarł, zanim minął rok od naszej przeprowadzki do sierocińca, a stan mamy coraz bardziej się pogarszał. Byłem wtedy w piątej klasie – opowiada Daniel. W dzień przed przeniesieniem chłopców do sierocińca, Daniel uciekł z domu. Wrócił, bo jak sam mówi, musiał pogodzić się z tym faktem. - Czy zdołamy temu podołać, czy nie, Bóg nas wystawia na próby – wyjaśnia chłopiec. Zanim choroba nie przykuła matki Daniela do łóżka, kobieta odwiedzała synów w sierocińcu. - Przewracała się, miała porozbijane łokcie, brodę, ale jechała do Ochronki. Szła do dzieci na kolanach – wspomina ze łzami w oczach babcia chłopców.---obrazek _i/babciadaniel.jpg|prawo|Babcia Daniela--- Ojciec Daniela nie odwiedzał synów. Opuścił też matkę. - Zawsze będę miał jakiś uraz, bo ja bym tak nie postąpił. Nie zostawiłbym dwójki dzieci i żony, która jest chora. Ojciec źle zrobił, ale to była jego decyzja. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dobrze to przemyśli – przyznaje 21-latek. Daniel często odwiedza swój rodzinny dom i ciężko chorą matkę. W dorosłe życie pomogli mu wejść jednak wychowawcy z Ochronki im. Św. Brata Alberta. - Wszystko doradzały mu ciocie z Ochronki. Ja bym tego tak dobrze nie zrobiła. A one wprowadzają ich na dobrą drogę – powiedziała babcia, która na co dzień opiekuje się matką chłopców. Daniel już niebawem rozpocznie naukę na Wydziale Nawigacji Akademii Morskiej. Decyzję o wyborze takiego kierunku studiów podjął przed paroma laty podczas rejsu po Oceanie Atlantyckim. Wyprawę dla wychowanków domów dziecka przygotowała Europejska Wyższa Szkoła Prawa i Administracji. - Dzięki tej wyprawie zmieniłem całkowicie swoje życiowe plany. Dlatego chciałem iść na Akademię Morską – mówi. Rejs zamieniłby jednak na jedną rzecz. - Na zdrowie mamy. Wszystko oddałbym za zdrowie mamy. Prawie połowę swojego życia w sierocińcu spędził także 23-letni Arek. Do Domu Dziecka w Morągu trafił z powodu alkoholizmu rodziców.---obrazek _i/Arkadiusz Morag.jpg|prawo|Arek--- - Brat sam się zgłosił do pogotowia opiekuńczego. Później mnie zaciągnął. Naobiecywał mi, że będę miał słodycze, zabawki i poszedłem do domu dziecka. Tak trafiłem tutaj – wspomina Arek. Chłopak ukończył liceum ogólnokształcące dla dorosłych. Od października będzie studiować pedagogikę opiekuńczą. Po skończeniu nauki, chce wrócić do Domu Dziecka w Morągu, by tu pracować. - Jestem do tego stworzony. To jedyna rzecz, jaką chcę w życiu robić. Mieszkałem w sierocińcu. Poznałem dzieci. Miałem styczność z narkotykami, alkoholem, przemocą w rodzinie. Wszystkim, co może stanowić zagrożenie dla podopiecznych – mówi Arek. Skąd w wychowankach domów dziecka taka siła w dążeniu do celu i pragnienie realizacji marzeń? - Jesteśmy zahartowani. Tak nas wychowano – wyjaśnia Daniel. - To są dzieci skrzywdzone przez los. Dlatego trzeba odbudowywać w nich wiarę w siebie. Przekonać ich, że nie są gorsze i mogą osiągnąć to samo, co dzieci z pełnych rodzin – dodaje Krystyna Prajwocka, dyrektor Domu Dziecka w Morągu. Wszyscy, którzy chcieliby pomóc i sponsorować wychowanków w trakcie trwania nauki, proszeni są o kontakt z domami dziecka:Dom Dziecka Ochronka im. Św. Brata Alberta Stalowa Wola ul. Wałowa 46 tel. (015) 842 39 31Dom Dziecka w Morągu ul. Żeromskiego 19 tel. (089) 757 44 40

podziel się:

Pozostałe wiadomości