Psy zjadały ją żywcem

TVN UWAGA! 201151
- One mnie jadły... Wyjadły mi mięśnie, zdarły skórę. Mlaskały i oblizywały krew - mówi Katarzyna Kozłowska, która ponad rok temu została pogryziona przez psy biegające po okolicy bez nadzoru właściciela. Kobieta ledwo uszła z życiem. Sprawa trafiła do sądu, ale wyrok - jak na razie nieprawomocny - jest nie do zaakceptowania.

- Leżałam bardzo długo w szpitalu, prawie pół roku. Przeszłam parę operacji, rehabilitację i na szczęście chodzę. Miałam bardzo duże obrażenia. Do tej pory nie mam połowy pośladka, uda, połowy mięśnia łydki. Na początku ta noga miała być amputowana, bo wszystko było wyżarte do kości - opowiada Katarzyna Kozłowska.

"Udawałam martwą"

Ponad rok temu drastyczne pogryzienie pani Katarzyny wstrząsnęło opinią publiczną. Kobieta niemal cudem przeżyła atak psów sąsiada i do tej pory walczy o powrót do normalnego życia.

- Udawałam martwą. Nie ruszałam się, bo każdy mój ruch, jęknięcie potęgowało agresję psów. One próbowały dobrać mi się do szyi. To nie było pogryzienie, tylko wyjedzenie – opowiada kobieta.

Okoliczności łagodzące

Właściciel psów, które pogryzły panią Katarzynę, usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sąd pierwszej instancji orzekł, że mężczyzna jest winny i ma trafić do więzienia na osiem miesięcy, a pani Katarzynie zapłacić pięć tysięcy złotych tytułem zadośćuczynienia.

Okolicznością łagodzącą było to, że właściciel wezwał pogotowie, a zadośćuczynienie tak niskie dlatego, że oskarżony ma na utrzymaniu liczną rodzinę, a utrzymuje się z zasiłków i nigdzie nie pracuje. - Sąd nie wziął chyba pod uwagę mojej sytuacji. bo też sama wychowuję dzieci, mam trójkę, i nie mogę pracować. Mam pierwszą grupę inwalidztwa - skarży się Katarzyna Kozłowska.

Ciągle pomagają

Niemalże od samego momentu tragedii pani Katarzynie pomaga Pomorska Fundacja Rottka. Organizacja zajmuje się między innymi udzielaniem wsparcia ofiarom pogryzień przez psy.

- Pomoc, która jest teraz potrzebna, to nadal środki opatrunkowe. Ponadto pani Katarzyna każdego miesiąca przyjmuje olbrzymie ilości leków - mówi Katarzyna Tomasik, Pomorska Fundacja Rottka. I wmienia: - Począwszy od leków związanych z tarczycą, która się rozregulowała w wyniku wypadku, leków związanych ze stanem psychicznym, bo jest pod opieka psychiatry. Stres pourazowy też wymaga leczenia - mówi. Według niej kara jest nieadekwatna do winy. - Z tego, co wiem, to jest młody człowiek. Nikt go nie pogryzł, może udać się do pracy.

Problemy z przeszczepem

Do tej pory pani Katarzyna przechodziła zabiegi rehabilitacyjne w szpitalu w Ciechocinku. Jednak rehabilitacja musiała zostać przerwana z powodu komplikacji związanych z przeszczepem skóry.

- U pani Kasi jest wykonany przeszczep na podudziu. Niestety ten przeszczep przyjął się na tyle, że jest sama skóra, praktycznie nie ma tkanki podskórnej i nie ma tkanki tłuszczowej - tłumaczy chirurg Waldemar Sójka z Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Ciechocinku. - W związku z tym, że skóra nie jest pełnej grubości, ona bardzo łatwo pęka i dlatego każda próba odnowienia rehabilitacji powoduje ponowne otwarcie rany - mówi.

Zostawił ją po wypadku

Pani Katarzyna mieszka w jednym domu ze swoimi z rodzicami. Wychowuje trójkę dzieci, najstarsza córka ma 16 lat, syn 13, a najmłodsza Marysia skończyła właśnie dwa lata.

- Mąż zostawił nas trzy, cztery miesiące po wypadku. Nie interesuje się stanem moim ani tym, jak radzę sobie z dziećmi - mówi.

Pani Katarzyna obecnie pozostaje pod stałą opieką chirurgów plastycznych ze szpitala w Bydgoszczy. Lekarze cały czas walczą, aby utrzymać przeszczep skóry na nodze. Bez tego dalszy postęp w powrocie pani Katarzyny do zdrowia nie jest możliwy. Z kolei właściciel psów zdążył złożyć już odwołanie od wyroku. Jego zdaniem kara ośmiu miesięcy bezwzględnego więzienia jest zbyt surowa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości