Przymocowali balustradę do styropianu. Skończyło się tragedią

TVN UWAGA! 224281
Impreza z okazji zakupu nowego mieszkania skończyła się dla Rafała i Damiana ciężkimi obrażeniami ciała i śpiączką. Młodzi mężczyźni oparli się o balustradę balkonową i runęli z nią w dół. Powód? Zamiast do ściany budynku, barierka zamocowana została do styropianu. Kto odpowiada za ten błąd i dlaczego nikt nie zauważył fuszerki?

- Pod jednym z tych kolegów leżała balustrada, a na nim leżał jeszcze ten drugi kolega. To wyglądało jak skok do wody na główkę na basenie - relacjonuje Kacper Szczutowski. To w jego mieszkaniu doszło do tragedii i to on od razu popędził do rannych. - Był taki moment, kiedy spodziewałem się najgorszego - przyznaje.

"Miał twarz całą we krwi"

Poszkodowani w wypadku to dwaj 22-letni mężczyźni: Rafał i Damian. Obaj są mieszkańcami Płocka. Po wypadku zostali przewiezieni do Szpitala w Płocku, gdzie - ze względu na ciężki stan pacjentów - lekarze zadecydowali o wprowadzeniu ich w stan śpiączki farmakologicznej.

- Syn miał twarz całą we krwi - relacjonuje Justyna Kordek, matka Rafała i dodaje, że czas, jaki spędziła na czekaniu na diagnozę, to najgorsze chwile jej życia. - Lekarz powiedział, że [syn - przyp. red.] ma poobijane płuca, trzymilimetrowy krwiak w głowie, serce uszkodzone, w środku krwiaki i policzkowe obrażenie po prawej stronie - wylicza matka Damiana Ewa Dziurlik. Tymczasem do tragedii pewnie by nie doszło, gdyby prawidłowo zadziałali budowlańcy i służby odpowiedzialne za odebranie robót.

Fuszerka, która doprowadziła do wypadku

Blok, z którego wypadli mężczyźni, pod koniec ubiegłego roku przeszedł termomodernizację. Choć nie było tego w projekcie firma budowlana zdemontowała barierki przy pięciu wyjściach balkonowych na pierwszym piętrze bloku. Następnie nałożyli na starą elewację kilkunastocentymetrową warstwę ocieplenia i ponownie zamontowali barierki. Problem jednak w tym, że mocowania balustrad nie zostały przedłużone, dlatego po remoncie sięgnęły jedynie do głębokości styropianu, a nie jak to było pierwotnie - w ścianę budynku.

- Balustrada nie była przytwierdzona do ściany konstrukcyjnej tego budynku. Została zamontowana w ociepleniu tego budynku - mówi Zbigniew Gołębiewski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Płocku i dodaje, że demontaż i ponowny montaż balustrady nie były ujęte ani w pozwoleniu na budowę, ani nie był odnotowany w dzienniku budowy. - Odpowiedzialną za to osobą jest kierownik budowy. Inwestor jest obowiązany odebrać zgłoszone przez kierownika budowy roboty budowlane. To powinno być skwitowane odbiorem wykonanych robót. Inwestor powinien być świadomy tego, co odbiera - mówi.

Według Janusz Pawłowskiego, wiceprezesa zarządu Mazowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, czyli w tym przypadku inwestora, wykonawca ma obowiązek zgłosić nietypowych robót. - Takiego zgłoszenia nie dokonał - deklaruje. Dodaje, że inspektor zauważył, że balustrady były demontowane i zakładane ponownie, ale w chwili odbioru nie było już możliwości sprawdzenia jakości wykonanych prac. - Tam były wykonane nowe kotwy - deklaruje, ale przyznaje, że dokumentacji tych prac nie ma. - Nie ma dokumentacji tego, bo projektant tego nie przewidział, a wykonawca tego nie robił - mówi i po chwili zastanowienia dodaje, że może "jest trochę racji w tym", że roboty nie powinny zostać odebrane.

"Powiedział, że jest mu przykro"

Ocieplenie bloku wykonywała firma budowlana z Aleksandrowa Kujawskiego. Jej wiceprezes pełnił w czasie prac funkcję kierownika budowy.

- Wydawało nam się, że zrobiliśmy super wszystko dobrze. Stało się jak się stało - mówi mężczyzna i dodaje, że to błąd majstra, który źle wyliczył, jak długie mają być kotwy, by balustrada doszła do ściany. - Powiedział, że jest mu przykro, że nie przewidział - twierdzi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości