Kto odpowie za krzywdę staruszków?

TVN UWAGA! 203812
Starsi, chorzy na Alzheimera ludzi byli tu wyrywani ze snu o 3 w nocy, związywano im ręce, przywiązywano do łóżek i foteli, a do mycia wszystkich pensjonariuszy używano jednej gąbki. Aferę ujawniliśmy w UWADZE! ponad miesiąc temu. Czy domy, w których dochodziło do krzywdy pensjonariuszy, zostały zamknięte? Czy ktokolwiek odpowiedział za to, co się w nich działo?

Nasza dziennikarka, Anna Monkos, zatrudniła się w ośrodku dla osób z Alzheimerem w Trzciance, żeby zweryfikować informacje, że dochodzi tam do nieludzkiego traktowania pensjonariuszy. Dostać pracę było jej bardzo łatwo.

Dyrektor domu opieki: dziewczyny wszystko pokażą

Dyrektor placówki nie zapytał naszej dziennikarki nawet o dowód osobisty. Nie dał jej też żadnych broszur, czy materiałów informacyjnych o tym, jak opiekować się osobami z chorobą Alzheimera.

- Dziewczyny wszystko pokażą, co robimy i jak robimy - powiedział tylko. A pracownice postawiły sprawę jasno. - Na stronie internetowej wszystko jest napisane bardzo fajnie, ale się tego nie przestrzega. Terapia-"srapia", tu nie ma żadnej terapii - usłyszała nasza dziennikarka już po kilku godzinach pracy.

Pasy i kaftany bezpieczeństwa

Być może terapią miał być pół godzinny taniec przy dźwiękach muzyki disco-polo, który odbywał się tu po kolacji, czyli około 16? Taniec, w którym mogła wziąć udział zaledwie garstka przebywających tu osób. Większość - czego nie widać na pierwszy rzut oka - nie mogła się nawet poruszyć, bo była przywiązana pasami, które następnie chowało się pod ubranie. Żeby nie było widać. Na noc również wiązało się tam ludzi, oraz krępowało się im ręce.

- Co wy mi robicie?! - płakała jedna z kobiet. Ta sama, która widząc, że do pracy przyszedł ktoś nowy, usiłowała szukać ratunku. Skarżyła się, że związuje jej się tu ręce, wiąże w pasie i że sprawia jej to ból. Ponieważ nasza reporterka nie chciała wiązać ludzi, wezwał ją do siebie dyrektor.

- Rozumiem pani ciepłe serduszko, jest pani dobrym człowiekiem, ale tutaj to trzeba! - przekonywał. Tymczasem pracownice instruowały: quasi-kaftany bezpieczeństwa (czyli koszule ze związanymi rękami), za pomocą których części pensjonariuszy unieruchamiało się ręce, trzeba było następnie ukryć pod materacami łóżek. A pasy samochodowe schować za oparcia foteli. - To jest wszystko nielegalne, ale tak jest - mówiły kobiety. Czy dyrektor o tym wie? - To jest jego wymysł, nie nasz - mówiły zgodnie.

Pobudka w środku nocy

Kolejnym nieludzkim zwyczajem, jaki panował w ośrodku, było budzenie starszych, chorych ludzi już od 3 w nocy. Następnie zwożono ich do tzw. małego i dużego salonu, gdzie na śniadanie czekali nawet kilka godzin. Puszczano im przy tym głośną muzykę.

- Teraz to i tak jest później, bo o 3 ubieramy, ale jak ja przyszłam tu do pracy, to o 1 było ubierane! - powiadała nam jedna z pracownic. - Dyrektor mówił, że w ten sposób ratujemy życie (pensjonariuszy - red.)! Że w nocy jest najwięcej wylewów i zawałów, a jak my ich ubierzemy o 1 w nocy to im ratujemy życie - opowiadają kobiety.

Kiedy w Trzciance pracowała nasza dziennikarka, w czasie takiej pobudki o 3 jeden z mężczyzn miał całkiem przemoczoną pieluchę. - Bo przywiązany jestem! - narzekał pensjonariusz.

Śniadanie podawano od 6. - Jedzenie jest bardzo nędzne - przyznawała bez ogródek jedna z pracownic. I podkreślała, że to przecież prywatny ośrodek, do którego trafiają ludzie zamożni, którzy wcześniej mogli sobie na wiele pozwolić.

- W domu na wszystko ich było stać. A tu, co? Woda, resztki chleba, co zostało, zmiksowane i fru. Na obiad i kolację to samo - usłyszała nasza reporterka.

Biznes też pod Krakowem

Właściciel tego ośrodka robi biznes na opiece nad starszymi, chorymi na Alzheimera osobami również w Czchowie pod Krakowem. Również tam - jak udowodniła nasza druga dziennikarka - dochodziło do szeregu patologii.

- Wszystkich pacjentów umyto tą samą gąbką w miejscach intymnych. 30 pensjonariuszy trafiło do łazienki i jedną szczoteczką do zębów umyto im zęby i jedną chusteczką wytarto im buzie - mówiła Patrycja Dzięcioł-Mokwa, dziennikarka UWAGI!

Interwencja w Trzciance

UWAGA! przeprowadziła w ośrodku w Trzciance interwencję podczas programu na żywo. Dyrektor wyszedł do prowadzącego program Tomasza Kubata i twierdził, że o patologiach, panujących w jego ośrodkach, nie ma bladego pojęcia. Na koniec zadeklarował, że zamknie swój ośrodek. Na miejsce wezwaliśmy policję.

Jak się później okazało, funkcjonariusze byli tu już 2 miesiące wcześniej, kiedy to na miejsce wezwały ich same pracownice! W lutym tego roku policjanci powiadomili więc urząd wojewódzki, który wydawał temu ośrodkowi pozwolenie na działalność, że może tu dochodzić do nieprawidłowego traktowania pensjonariuszy.

- Kiedy wpłynął ten sygnał, została zorganizowana kontrola doraźna. Inspektorzy pojechali na miejsce i rozmawiali ze wszystkimi pracownikami - mówi nam Wiesława Kacperek-Biegańska, dyrektorka wydziału polityki społecznej w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim.

Kiedy nasza dziennikarka pracowała w ośrodku w Trzciance, zapytała o tę kontrolę również pracownice. O co pytały urzędniczki? - Czy jak przychodzę do pracy, to wiem, co mam robić – opowiadała jedna z kobiet. Przyznała, że o pensjonariuszy nie było pytań. - Nie, nie. O dziadków nie pytali - usłyszała nasza dziennikarka.

Co na to dyrektor Kacperek-Biegańska? - Pani zadała takie pytanie w taki sposób, a moi pracownicy w inny sposób. Nie uważam, żebyśmy mieli sobie coś do zarzucenia - odpowiada pani dyrektor.

Wątpliwości NIK

Wątpliwości, czy urzędnicy podchodzą do swoich zadań z odpowiednim zaangażowaniem, ma za to prezes NIK. Krzysztof Kwiatkowski zapowiada kontrolę, podczas której sprawdzone zostaną nie tylko same domy opieki dla seniorów, ale również ci, którzy mają ich działalność kontrolować.

- Jeśli gdzieś się dopatrzymy, że nadzór był sprawowany nieprawidłowo i stwierdzimy świadome naruszenie przepisów prawa, wtedy skierujemy zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Mówię to wprost właśnie po to, żeby ten system zaczął się zmieniać natychmiast, bo on tego potrzebuje - mówi twardo Kwiatkowski.

Jednak nawet ujawnienie afery przez naszą redakcję nie skłoniło urzędników do natychmiastowego działania. - Są pewne procedury, do których musimy się stosować - powtarzała jak mantrę rzeczniczka wojewody mazowieckiego, Anna Szczygieł.

Zabrali bliskich

Tymczasem rodziny pensjonariuszy nie czekały na ustalenia urzędników, ale już następnego dnia po ujawnieniu nagrań z naszych ukrytych kamer zaczęli przyjeżdżać, by zabrać z Trzcianki swoich bliskich. Sprawą zajęły się organy ścigania.

Policjanci przesłuchali już kilkadziesiąt osób, w tym pracowników ośrodka, rodziny pensjonariuszy oraz naszą dziennikarkę. Jak podkreślają, nagrania z ukrytych kamer, jakie zarejestrowaliśmy, będą miały w tej sprawie znaczenie kluczowe. Prokuratura bada sprawę pod kątem psychicznego i fizycznego znęcania się nad pensjonariuszami w ośrodku.

Konsekwencje mogą ponieść zarówno dyrektor jak i jego pracownice. - Przestępstwo znęcania jest zagrożone karą od 3 miesięcy do lat 5 - mówi prokurator rejonowa w Garwolinie, Anna Makarewicz-Poszytek.

Niespełnione obietnice

Podczas programu na żywo dyrektor ośrodka zadeklarował, że zamknie swój biznes, jednak niczego takiego nie zrobił, a z naszymi dziennikarzami nie chciał już rozmawiać. Urzędy wojewódzkie w Krakowie i Warszawie zakończyły swoje kontrole i przekazały właścicielowi cały szereg tzw. zaleceń pokontrolnych. Domagają się natychmiastowych zmian, tak by pensjonariuszom "zapewnić przestrzeganie praw człowieka, w tym w szczególności prawa do godnego traktowania, wolności, intymności i poczucia bezpieczeństwa". Żaden urzędnik, który w przeszłości kontrolował ośrodki w Trzciance bądź Czchowie, nie poniósł konsekwencji służbowych. Póki, co oba ośrodki wciąż działają legalnie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości