Grzebani w śmietnisku

TVN UWAGA! 214861
Skandal na cmentarzu komunalnym w Tczewie. Ludzkie zwłoki trafiają tu wprost do ziemi pełnej śmieci. - Mój mąż sobie na to nie zasłużył! - rozpacza wdowa, pani Gabriela. Co ze śmieciami ma zamiar zrobić zarządca cmentarza? - Nic - odpowiada bez żenad, naszej reporterce.

- Cięgle widzę ten dół: te śmieci, dętki, opony, zwisające folie. Te śmieci były ułożone warstwami! Ciągle mam ten widok w oczach - opowiada nam Gabriela Kloskowska. - Mąż sobie na to nie zasłużył! Żeby w śmieciach leżeć?! - płacze kobieta.

"O śmieciach mówi się tu od lat"

O tym, że mąż ma zostać pochowany w ziemi pełnej śmieci, kobieta dowiedziała się tuż przed samym pogrzebem. Od przedstawiciela zakładu pogrzebowego, który zjawił się na miejscu odpowiednio wcześniej, by - jak mówi - "przystroić grób”. - Ale zobaczyłem, że tam jest wielkie zwałowisko śmieci, więc uznałem, że nie będę się koncentrować na strojeniu grobu, tylko na tym, żeby zmniejszyć przykre doznania dla rodziny. Wykorzystaliśmy maty do przykrycia tej wielkiej hałdy nieczystości - relacjonuje Adam Ledwożyw z zakładu pogrzebowego Juka.

To właśnie on powiedział pani Gabrieli, że miejsce pochówku jest pełne śmieci. - Przerwałem tabu, bo o śmieciach w tym sektorze mówi się nie od dziś. Pracownicy administratora tego cmentarza przyznają, że tu kiedyś było ich dzikie wysypisko, które zasypano. To wszystko poleżało kilka lat i wtedy uznano, że odpowiedni czas minął i warto na tym sektorze jeszcze zarobić. Sprzedaje się po 800 zł za "kwaterkę" - mówi Adam Ledwożyw.

Kiedy śmieci zobaczyła na własne oczy pani Gabriela, usiłowała dosłownie skoczyć do grobu. - Ale siostra mnie przytrzymała. Mówi: "Co ty robisz?!". A ja nie chciałam, żeby go zasypali. Byłam w szoku. Krzyczałam, że tak tego nie zostawię - wspomina Kloskowska.

"Byłam w szoku"

- Ja tego grobu nie kopałem - mówi dziennikarzom ze stoickim spokojem Aleksander Alchimowicz, zarządca cmentarza . - To była wolna sobota, był tu tylko pracownik, który otworzył bramę, pobrał opłatę a potem bramę zamknął. Na tym się kończy moja rola - wylicza Alchimowicz, który od 25 lat administruje komunalnym cmentarzem w Tczewie. Kto jest odpowiedzialny za czystość dołów? Zgodnie z regulaminem? - dopytuje nasza reporterka. - Regulamin tego nie reguluje - odpowiada Alchimowicz. - Przynajmniej nasz - dodaje.

Czy firmy pogrzebowe zgłaszały mu, że natykają się na śmieci? Słysząc to pytanie, zarządca przez dłuższą chwilę milczy. - Czy kawałek cegły, bryła gruzu czy kawał wstążki od wianka... Czy to jest śmietnik? Może tak… Ale trudno od jakiegoś tam kawałka gruzu zmieniać miejsca pochówku - odpowiada w końcu.

Co zamierza zrobić z tymi śmieciami? – Nic – odpowiada wprost.

Bez śladów przetargu

Tajemnicą Poliszynela jest, że od 1991 roku zarządcą komunalnego cmentarza jest osoba prywatna. Trudno ustalić jak wybrano administratora. Miasto mówi o konkursie. On sam - o przetargu. - Ale nie ma żadnych śladów tego przetargu - zauważa Piotr Pielecki, dziennikarz "Wieści z Kociewia", które jako pierwsze opisały dramat pani Gabrieli, - Gdy podjęliśmy tę interwencję spodziewaliśmy się szybkiej reakcji ze strony prezydenta i zarządcy cmentarza. Niestety, prezydent nie chciał z nami rozmawiać, a zarządca sprowadził to do taniej sensacji - mówi Pielecki.

Do rozmowy z nami prezydent Tczewa delegował jednego z inspektorów wydziału spraw komunalnych. - Miasto nie posiada informacji, że tam było dzikie wysypisko - słyszmy od Janusza Landowskiego.

Zmowa milczenia

Tymczasem okazuje się, że zmowa milczenia trwa tu co najmniej od ubiegłego roku. Grabarze z innych firm w rozmowie z naszą reporterką potwierdzają informacje o dzikim wysypisku, które znajdowało się na terenie cmentarza.

Czy w pewnym momencie zdecydowano o poszerzeniu terenu cmentarza tak, że objął wysypisko? Czy przeniesiono ogrodzenie? Miejski urzędnik długo unika odpowiedzi, ale w końcu przyznaje, że tak, płot został przesunięty. Zarządca cmentarza twierdzi jednak co innego: - Nigdy! - przekonuje. Ale po chwili zaczyna zmiękczać swoje stanowisko. - Po prostu był wyrównywany... jak by to powiedzieć... hm... - miesza się. A przedstawiciel firmy pogrzebowej komentuje sprawę jasno. - Ten teren jest składowiskiem śmieci i my to zgłaszaliśmy! - mówi Ledwożyw.

Pani Gabriela złożyła wniosek do Urzędu Miasta z prośbą o zmianę miejsca pochówku męża. Sprawa została przekazana radcom prawnym.

podziel się:

Pozostałe wiadomości