Dlaczego rodzice wiązali dzieci?

TVN UWAGA! 163199
Podczas niezaplanowanej wizyty w rodzinie zastępczej, która opiekuje się upośledzonymi umysłowo braćmi, pracownicy PCPR-u natrafili na szokujący widok. 12–letni Tomasz i 14-letni Bogdan w środku dnia zamiast być w szkole leżeli skrępowani w swoich łóżkach w zamkniętym na klucz pokoju. Ich ojciec zastępczy był w domu i przez dwie godziny nie otwierał. Czemu miały służyć te praktyki? Po co rodzice wiązali swoje dzieci?

Pracownicy złożyli niezapowiedzianą wizytę. Panie nie zostały wpuszczone do domu. Myślały, że nikogo nie ma. Weszły na teren posesji i przez okno zauważyły chłopców leżących w łóżkach. Zdziwiły się, że nie machają do nich, nie podchodzą do okna, a była godzina 14. Na miejsce została wezwana policja. Gdy policjant chwycił za klamkę, w tym samym czasie opiekun te drzwi otworzył – mówi Arleta Szmigielska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie we Wrocławiu.

- Gdy policjanci weszli do pokoju chłopców okazało się, że dzieci były skrępowane. Były przywiązane ręce, przywiązane nogi – dodaje nadkom. Krzysztof Zaporowski, Komenda Wojewódzka Policji Wrocław.

14-letni Bogdan i 12-letni Tomasz to bracia, którzy od ośmiu lat wychowują się w specjalistycznej rodzinie zastępczej. Chłopcy są upośledzeni umysłowo w stopniu umiarkowanym z zaburzeniami. Nigdy nie będą samodzielni. Starszy z chłopców miewa ataki agresji, kilka razy trafił do szpitala psychiatrycznego. Opieka nad nimi wymaga dużego zaangażowania i pracy. To Mariusz Z. zajmował się chłopcami. Jadwiga Z., matka zastępcza pracuje w szkole specjalnej.

- Rodzina deklarowała zawsze brak jakichkolwiek problemów wychowawczych, wręcz była dumna z wychowania własnego syna. Nic nie dawało nam przesłanek do jakiegoś niepokoju czy obaw o powodzenie tej rodziny dla obcych dzieci – wyjaśnia Arleta Szmigielska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie we Wrocławiu.

Rodzina zastępcza do niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem przeniosła się kilka lat temu. Państwo Z. kupili duży dom z daleka od sąsiadów. Mariusz Z. – zrezygnował z pracy w handlu zajął się domem i chłopcami. Za opiekę nad dziećmi otrzymywał wynagrodzenie, ponieważ tworzył zawodową rodzinę zastępczą.

- Do kościoła naszego nie chodzi, bo mówi, że w Kątach chodzi, no to… Nie wiem, oni tam żyją za tym lasem, to nikt nie wie, jak tam żyją – mówi jeden z sąsiadów rodziny.

Jedyną osobą, z którą państwo Z. utrzymywali jakiekolwiek relacje jest sołtys wsi, w której mieszkają.

- Ja w tym momencie przeżywam upadek autorytetu, bo ja tego nie mogę po prostu pojąć. Dla mnie to jest okrucieństwo. To są dzieci, które się nie poskarżą, nie zadzwonią po pomoc, nie powiedzą pani w szkole, że rodzice ich biją. Jeśli mam ocenić ten czyn, to uważam, że jest karygodny – ocenia Irena Salwowska-Hajdasz, sołtys.

Bogdan i Tomasz trafili do ośrodka opiekuńczego, rodzice zastępczy mają zakaz kontaktów z synami. Przed prokuratorem odmówili wyjaśnienia dlaczego wiązali chłopców, specjaliści pracujący z upośledzonymi dziećmi takie metody oceniają jednoznacznie.

- Z mojego doświadczenia takie zachowania są niedopuszczalne. Jesteśmy już na tyle cywilizowanym krajem, że istnieje wiele metod i form rozładowywania różnych agresji, że według mnie nie jest to ani dopuszczalne, ani nie ma znamion żadnej terapii. Przecież agresja rodzi agresję – uważa Anna Majewska, pedagog specjalny.

Szkoła, do której chodzą bracia na bieżąco informowała Centrum Pomocy Rodzinie o wszystkich niepokojących sygnałach. Chłopcy według pedagogów byli zaniedbani: źle wyglądali, przychodzili brudni, nosili stare za małe ubrania, jeden z braci chodził w dziewczęcych butach, największy jednak niepokój budziły siniaki. Jeden z chłopców w rozmowie z psychologiem miał przyznać się, że wujek ich bije.

- Ostatnią informacją była informacja o tym, że chłopcy w bidonie na picie zamiast napoju mieli mocz. Stąd nasza reakcja i niezapowiedziana wizyta w rodzinie – wyjaśnia Arleta Szmigielska, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie we Wrocławiu.

Według rodziców mocz w bidonie syna to żart jednego z braci. Chcieliśmy porozmawiać z Jadwigą Z. w szkole specjalnej, w której jest nauczycielem. Okazało się, że przebywa obecnie na urlopie zdrowotnym.

Mariusz i Jadwiga Z. usłyszeli zarzuty fizycznego znęcania się nad Bogdanem i Tomaszem, do sądu rodzinnego trafił wniosek w sprawie rozwiązania rodziny zastępczej. Rodzicom grozi do pięciu lat więzienia. Obrońca rodziców na tym etapie śledztwa odmówił komentarza.

podziel się:

Pozostałe wiadomości