Zmarł 2,5-latek z sepsą. Na karetkę czekał kilka godzin

TVN UWAGA! 224516
Fatalne zaniedbania lekarzy i śmierć 2,5 letniego Antosia z Opoczna. Umierający chłopiec z sepsą przez kilka godzin czekał na transport karetką do szpitala w Łodzi. Dlaczego na przyjazd karetki trzeba było tak długo czekać? Co robili lekarze, gdy cenny dla ratowania życia chłopca czas uciekał?

Antoś Kryczka miał 2,5 roku. Zachorował na ospę, a potem się przeziębił. Rodzice kilkakrotnie byli z nim u lekarzy, ale - mimo że leczenie antybiotykami było nieskuteczne - żaden z pediatrów nie zlecił dodatkowych badań. W końcu, gdy chłopiec miał już bardzo wysoką gorączkę i coraz większe trudności z oddychaniem, rodzice natychmiast zawieźli go do szpitala w Opocznie. Było ok. godz. 19.

"Powiedziała, że stan Antosia jest bardzo ciężki"

- Zapukałam do gabinetu pani doktor, powiedziałam że nie mamy żadnego skierowania, ale musimy już iść do szpitala, bo z Antosiem jest utrudniony kontakt - mówi Patrycja Kryczka. - Niewyraźnie mówił i zaczął dziwnie ciężko oddychać - relacjonuje. Zaraz potem chłopiec został przyjęty na oddział i wykonano mu dwukrotnie badania krwi.

Z relacji matki wynika, że już dwie godziny później lekarka wiedziała, że dziecko ma posocznicę, potocznie zwaną sepsą. - Pani doktor przyszła z taką smutną miną i spokojnie powiedziała, że stan Antosia jest bardzo ciężki, że hemoglobina jest bardzo niska - mówi pani Paulina. - Nie wiedziałam, na co my czekamy, myślałam, że chodzi tylko o transfuzję - płacze.

Leczenie w warunkach powiatowego szpitala w Opocznie nie było jednak możliwe - konieczna była transfuzja i szybki transport Antosia do placówki w Łodzi. Zamiast jednak działać błyskawicznie, karetkę wezwano dopiero o 22, a na jej przyjazd konający chłopiec czekał kolejne trzy godziny.

Długie godziny oczekiwania

Jak się okazało, lekarka, wzywając karetkę, nie poinformowała pogotowia, że stan dziecka jest ciężki, a transport - pilny, choć wiedziała, że na przyjazd ratowników trzeba będzie długo czekać. Mimo złych wyników badań Antosia, nie zrobiła jednak nic, by przyspieszyć przyjazd karetki, wezwać inny transport, czy zorganizować przylot śmigłowca ratunkowego.

- Oczekiwanie na tę karetkę było okropne. Antek już się zaczął pokładać na łóżku, z kolan mi nie schodził, chciał się przytulić - opowiada pani Paulina.

Ostatecznie karetka do szpitala w Opocznie dojechała dopiero przed pierwszą w nocy, a sam transport zajął kolejne półtorej godziny. Zespół po drodze błądził, a lekarz - zamiast monitorować czynności życiowe dziecka - siedział obok kierowcy i zdaniem matki nie zwracał uwagi na stan chłopca. Antoś do szpitala w Łodzi dotarł o 2:30 w nocy. Jego stan był już wtedy krytyczny.

"Miejsce lekarza jest przy pacjencie"

- Staraliśmy się zrobić jak najlepiej - mówi Ryszard Wilk, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Opocznie. Brak błyskawicznej reakcji na poważny stan pacjenta tłumaczy tym, że "lekarka w ocenie stanu pacjenta musiała nie widzieć takiej potrzeby" i dodaje, że nie było winą pani doktor to, że karetka jechała trzy godziny. - W tej sprawie nic nie mogę już zrobić. Nie widziałbym tu winy szpitala - dodaje Ryszard Wilk.

Podobna opinia panowało w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. - Z wyjaśnień lekarza wynika, że zrobił wszystko dokładnie tak, jak należało. Nigdy ten lekarz nie sprawiał problemów. Nie mamy podstaw, żeby nie wierzyć jego wyjaśnieniom - mówi Edyta Wcisło, rzeczniczka łódzkiego pogotowia. Zwolnić lekarza, który nie pomógł chłopcu już w karetce pogotowie jednak się zdecydowało - stało się to po tym, jak reporterka UWAGI! przedstawiła relację matki Antosia z tego, co działo się podczas transportu dziecka do szpitala. - Miejsce lekarza jest z tyłu z pacjentem. To nie ulega wątpliwości - mówi Edyta Wcisło.

Walka o życie

- Okazało się, że on już w karetce walczył o życie. Już wtedy nie miał prawie czym oddychać. Wysiadłam z karetki, nogi mu dyndały jak u lalki - mówi o synku pani Paulina. - Gdybym wtedy wiedziała to, co dziś wiem na ten temat, osobiście bym go zawiozła do Łodzi - łka kobieta.

Oficjalną skargę na pracę lekarza pogotowia złożył dyrektor szpitala w Łodzi. Według niego lekarz dopuścił się rażących zaniedbań. Sprawą śmierci Antosia zajmuje się prokuratura oraz Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości